Mowa tu o uliczce… O uliczce jakich mało w Szanghaju. Nastrojowa i rozrywkowa, artystyczna i kameralna pomimo turystów i amatorów pretensjonalnej sztuki. Nie łatwo tu trafić, ale jak już ją znajdziesz, trudniej z niej wyjść.
Taikang Lu to splot ciasnych alejek wypełnionych knajpkami, małymi sklepikami i butikami. Jedno z nielicznych miejsc gdzie możesz zasiąść „w ogródku” i popijając napój chłodzący, napawać się urokiem starzejących się kamienic. Bo właśnie kamienice a właściwie Shikumeny i ich mieszkańcy nadają temu miejscu niepowtarzalnego klimatu.
Pomimo miana ulicy artystycznej, jej rodowici mieszkańcy to najzwyklejsze chińskie rodziny narzekające na zgiełk weekendowego, hedonistycznego nasilenia. W ich obronie stają strażnicy ciszy w czerwonych opaskach, reagujący na wybuchy śmiechu i zbyt entuzjastyczne zachowanie barowej klienteli. Mimo to a właściwie dzięki temu, wieczorny nastrój choć „sztucznie kontrolowany” jeszcze bardziej elektryzuje.
Taikang Lu może być tym czym chcesz. Za dnia źródłem ręcznie robionych pamiątek, oryginalnych ciuchów i ceramiki lub powalających świeżo wyciskanych soków. Wieczorem miejscem degustacji wina lub mniej wyrafinowanych trunków. W chwilach upojenia najważniejsze jest aby podczas poszukiwania toalety nie wejść przypadkiem komuś do domu ;)
Niezależnie od pory, nie sposób źle ocenić ten kawałek Szanghaju. I mimo coraz większej popularności i natłoku ciekawskich, Taikang Lu niesie ze sobą wyjątkowy zapach rewolucji, który na długo pozostanie w Twoich nozdrzach.
komentarzy 10 do “Była sobie Taikang Lu”
Zostaw komentarz