Po kilku imprezach i samotnej tułaczce po ulicach Shanghaju przyszedł czas duchowej odnowy. Jakiś czas temu zupełnie z przypadku szperając po Google Maps trafiłem na zdjęcie gigantycznego pomnika nieopodal naszej mieściny. Biorąc pod uwagę rozmiar budowli i rozmach z jakim została postawiona rzekłbym, iż wstyd nie wiedzieć o takiej „atrakcji”. Jak się okazuję przewodniki i doświadczeni expaci w tym temacie wiedzą nie grzeszą. Tym lepiej dla mnie… przygodo przybywaj!
Wuxi czyli miejsce mojego wypadu leży godzinę drogi od Szanghaju i samo w sobie jest dość nudnym 5-cio milionowym miastem. Nie przyciąga nieświadomych turystów przez co obecność długonosa jest bardziej zauważalna, a próba komunikacji werbalnej najczęściej kończy się niezaradną pantomimą.
Druga część podróży wiodła przez miasto autobusem miejskim i trwała półtorej godziny. Już na wstępie dostało mi się od kierowcy za siadanie w niedozwolonym miejscu co najwyraźniej poprawiło humor współ-podróżnikom. Do autobusu wsiadłem w ciemno nie wiedząc gdzie mam wysiąść jedynie wizerunek wydrukowanego Buddy ocalił mnie przed kolejną pantomimą.
Dotarłszy do Lingshan, gdzie Wielki Budda Sakyamuni z przyjaznym uśmiechem, spogląda na wszelkie żywe istoty, pierwsze wrażenie jak zwykle robi upalna pogoda. Niech Cię nie zmylą dżinsy na zdjęciach… to już chiński syndrom długiej nogawki.
Teren atrakcji, na której mieści się również tysiącletnia Świątynia Xiangfu przypomina raczej luna park niż miejsce kultu. Wielka fontanna i pokazy wodne, turystyczne busy i punkty z pamiątkami psują trochę atmosferę jednak wzrok Wielkiego Buddy już z oddali trzyma w napięciu. Pomnik z brązu waży 700 ton, mierzy 88 metrów wysokości i zanim do niego dotrzesz musisz jeszcze pokonać kilka schodków.
Na górze dostałem propozycję wspólnego zdjęcia i obstrzelano mnie z kilku stron bez pytania, więc nie zabawiłem tam zbyt długo. Stan mojej koszulki pogarszał się z każdą chwilą, więc kolejne punkty na mapie zaliczyłem w przelocie marząc o klimatyzowanym środku lokomocji. Poza Buddą można również odwiedzić Pałac Ling Shan Brahma, którego wnętrze powala przepychem oraz Pałac Pięciu Stawów, który powstał jedynie na potrzeby chińskiego serialu.
Na dworcu kolejowym zjawiłem się o 4h za wcześnie. Przy czwartym z koleii okienku doszlifowałem kilka słówek z przewodnika i z sukcesem wytłumaczyłem zaistniałą sytuację. Niestety zamiana biletu była niemożliwa, więc pozostała uliczna dilerka. Jak mawiają w polityce… to były hardcore negotiations… nie zarobiłem, nie straciłem, ale wróciłem.
komentarzy 9 do “W odwiedzinach u Wielkiego Buddy”
Zostaw komentarz