W ostatnich dniach władze wprowadziły kilka nowych „udogodnień” aby umilić życie mieszkańcom. Taksówki podrożały, zablokowano kolejny serwis (vimeo) nad czym okrutnie ubolewam, a współczynnik odpowiedzialny za wielkość lokali tajemniczo przybrał nową wartość, dzięki czemu biuro w niezrozumiały sposób powiększyło się o 30 metrów. Podobno nie można również trąbić, czego nasłuchując naturalnych odgłosów miasta jeszcze nie zauważyłem.
Za to kilka przepisów i zakazów dalej na południe leży kraina, którą pieszczotliwie nazywam Hong Kong. W krainie tej sprawy toczą się swoim lewostronnym rytmem, zaś po jej drugiej stronie z dala od zgiełku, gwaru i zapachu dolara turysta może oddać się trochę bardziej relaksującym rozrywkom.
Ze smutkiem przyznać muszę, iż wcześniej nie wiedziałem o istnieniu takich plaż w Hong Kongu co jeszcze bardziej podkręciło akcję serca kiedy ujrzałem Repulse Bay. Wreszcie utęsknione morze pod stopami. Ciepły piasek, błękitna woda… jednym słowem nie zamawiana przystawka podana w stylu frutti di mare.
Cała magia tego miejsca to absolutna cisza wokół. Tak jakby siedmiomilionowe miasto zapomniało o jego istnieniu. Im dalej od centrum tym ospalej. Garstki turystów przy wszechobecnym Tsing Tao, krzątający się nienachalni sprzedawcy na Stanley Market i ogólna atmosfera luzu. Miejski kac po ciężkim weekendzie.
Tutaj również mieści się słynna wioska rybacka Aberdeen, a skoro Chuckiem rozpocząłem to i Chuckiem skończyć trzeba. Kilka scen „Mściciela z Hong Kongu” rozegrano właśnie tu, więc przywołując kadry filmowe z dzieciństwa podróż łódeczką porównałbym z wizytą 8śmio latka w Disneylandzie. Kilkunastominutowy „spacer” między pływającymi sypialniami to jeden z tych momentów podróży, który pomimo turystycznego charakteru uradował mnie jak dziecko. Poczułem kung fu w kościach.
Niestety Hong Kong to nie tylko szał, jest tu ciaśniej, szybciej i drożej. Nie każdemu jest łatwo, a co dla turysty diamentem, dla mieszkańca cykorią. Mimo to miasto przyciąga i kusi jak brazylijska talia. Zachwyca, podnieca i dręczy. Łatwo wyjechać nie było, ale łatwiej będzie wrócić ;)
Na zakończenie załączam krótki film z miejsc, przez które przechodził nasz szlak. Czasu na montaż nie było, więc zapraszam do surowej wersji pt. Hong Kong Experience ;) (mam nadzieję, że działa bo z zablokowanym Vimeo publikować nie łatwo).
komentarzy 10 do “Po drugiej stronie wyspy”
Zostaw komentarz