No i mamy rok tygrysa! „Zły rok na śluby” mawiają, „szybko owdowiejesz” mawiają, ale kiedy nowy rok pokrywa się z walentynkami, trudno o żałobie rozprawiać… czas się bawić i weselić (po raz drugi w ciągu półtorej miesiąca!).
Na „sylwestrowe” szaleństwo wybraliśmy Pekin… Pekin mój drogi! Po roku czasu wypadało odwiedzić stolicę, zerknąć kątem oka na ojca narodu i wreszcie skosztować specjału u źródła: kaczkę po pekińsku. O tym i tamtym będzie następnym razem, dziś chodzi tylko o tę jedną noc, noc która bardziej przypominała powstanie niż czas zabawy.
Okres chińskiego nowego roku jest dość wyjątkowy, większość spędza go z rodzinami, często poza wielkimi miastami. Starsi zasiadają przed telewizorami w oczekiwaniu na 4ro godzinny szoł noworoczny, młodsi w tym czasie (chyba) gromadzą zapasy fajerwerków. Jednym słowem ulice Pekinu są puste i tym bardziej przypomina wszystko godzinę policyjną lub okupację.
Zaczyna się niewinnie już koło 18-19, to tu, to tam słyszysz przytłumione wybuchy. Głównie tzw. firecrackery, które robią tylko hałas. Z godziny na godzinę hałas się nasila i coraz uważniej spoglądasz pod nogi aby na coś nie nadepnąć. Dymiące pudła wypałów lub niewypałów leżą wszędzie, na chodnikach, podwórkach, ulicach, parkingach, przed samochodami, za samochodami, a może i pod jeśli taksówkarz nie zauważy podłożonego ładunku. Zdarza się i slalom na ulicy bo dla chińczyka w nowy rok nie ma zasad. Zastanawiając się nad tym głębiej, dochodzę do wniosku, iż nikt im nie wytłumaczył, że sztuczne (ognie) nie oznacza bezpieczne (ognie).
Na przeczekanie do północy wybraliśmy expatowy bar z rozgrywkami rugby na ekranie. Nie żeby Chuck mnie tam specjalnie ciągnął, ale po kilkugodzinnym marszu była to najlepsza opcja. Wraz z nadchodzącą godziną zero, Walia niespodziewanie zmieniła wynik meczu i w ostatnich sekundach pokonała zszokowanych szkotów. W tym momencie zaczęło się na dobre. Godzina policyjna przeobraziła się w strefę wojny. Huk był wszechobecny – tu nie szukasz bezpiecznego miejsca do odpalania fajerwerków, tu stawiasz ładunek na krawężniku przed własnym mieszkaniem.
Już wiem co się dzieje z tymi fajerwerkami, które nie zostały wyprzedane w sylwestra – wracają do Chin, aby dokonać finałowej detonacji. Nie ma w tym zbyt wiele z widowiska, głównie chodzi o wystrzelenie jak największej liczby sztucznych ogni i musi być głośno. Od północy przyglądaliśmy się temu jakieś 40 minut, o 3ciej w nocy niebo cały czas było podgrzewane kolorami, a gdy otwierałem oczy następnego dnia najtwardsi wciąż trwali „w okopach”.
Wrażenie jest niesamowite, niestety przytłaczającego huku nie udało się odzwierciedlić na video, ale widać choć trochę jak różni się godzina zero w chińskim wydaniu. Dziecko odpalające firecrackery od papierosa bądź celujące w stronę zaparkowanych samochodów, ładunki na środku ulicy, fajerwerki eksplodujące pomiędzy biurowcami to norma. W zeszłym roku pracownicy przy nowo budowanej centrali CCTV wywołali pożar konstrukcji, który kosztował 30mln $. Dla przykładu 71 osobom postawiono zarzuty, ale z roku na rok liczba ofiar noworocznej zabawy rośnie.
Sam piromanem nie jestem choć uważam, iż od czasu do czasu należy zrobić trochę hałasu. Tu choć zdecydowanie było za głośno, huk ma na celu wypędzenie złych duchów, więc nie mnie oceniać dopuszczalne normy, mogę jedynie nie zgodzić się z formą „egzorcyzmów” ;-)
Szczęśliwego Chińskiego Nowego Roku, hej!
komentarzy 9 do “Szczęśliwego Chińskiego Nowego Roku!”
Zostaw komentarz