– Czy to już Harbin? – zapytałem współspacza z kuszetki na parterze.
– Harbin??? Meyo Harbin – odparł zdziwiony i mocno zaspany.
– Przecież mieliśmy być na miejscu o 5:30 rano – skierowałem w stronę Chuck’a.
– Może mamy opóźnienie – odparła.
Jak się potem okazało byliśmy na miejscu o 5:30 rano, ale następnego dnia. Tak mniej więcej „rozpoczęła się” nasza 32 godzinna podróż koleją do Harbin, w której Chuck przeoczył jeden dzień z trasy a ja nie pytałem. Wszak koleje w Chinach szybkie są, a 2,5 tyś kilometrów to pestka.
Staliśmy się atrakcją „Warsu” kursując na zmianę po posiłek lub piwo, jedyne pozycje kolejowej restauracji. Zupka chińska za 6rmb, piwo 5rmb lub kulinarny zestaw za 35rmb. Salowa wyjęta z filmów Barei polecenia wydawała na siedząco, wysyłając nas za barową ladę po zamówienia. Konduktorzy, których chyba jedynym zadaniem było utrzymanie odpowiedniego poziomu dymu papierosowego w Warsie, po 20 godzinie podróży przeszli do ataku. A w co gramy, a to tatuaż w całości zobaczyć, a to nawiązać konwersacje i wszystko kolegom opowiedzieć. Za oknem tymczasem kolejne fabryki i coraz bardziej zmrożone pola na horyzoncie.
Na miejscu -30st uderzyło w nozdrza! Teraz kiedy podobne temperatury smagają Polską wspominać o nich specjalnie nie będę, ale wyobraź sobie całodzienny spacer po mieście startując od -16 a kończąc na -32 stopniach.
Przyjechaliśmy zobaczyć coroczny festiwal lodu i śniegu. Festiwal to 3 parki w mieście z czego do dwóch można dostać się przez skutą grubym lodem rzekę. Stąpanie po lodzie nie należy do typowych rozwiązań, ale patrząc na ponad metrową warstwę lodu, jeżdzące auta i poduszkowce, łatwiej było się przekonać. Innymi słowy: „Nie próbuj tego w domu!”.
Sam festiwal, co do którego miałem wysokie oczekiwania lekko mnie rozczarował. Cena za wejście do jednego punktu wahała się od 240 do 320 rmb od osoby czyniąc go dość eksluzywną atrakcją w stosunku do zawartości. Oprócz wielkich konsturkcji zabrakło pomysłu i tematu za którym widz mógłby podążać. Rzeźba koparki czy instalacja niczym „kran Balladyny” wywołuje uśmiech, ale nie podziw… a może to poprostu mróz mnie rozkaprysił? ;) Z góry zaznaczam, iż zdjęcia wykonywałem mając dwie pary rękawiczek na sobie, stąd brak porządanego efektu. Jakby co za wszystko obwiniam mróz i pozostawiam ładne obrazki profesjonalistom.
Na miejsce dostaliśmy się taksówką, która już miała pasażera. Negocjacja kursu przypominała szantaż i miała kilka zwrotów akcji dlatego zdecydowaliśmy się na zakup biletów na festiwal u taksówkarza aby ominąć kosztu samego kursu. Trafiliśmy z kierowcą do jakiegoś hotelu, tam po kolejnych negocjacjach dostałem świstek papieru. Taksiarz wyrzucił nas na parkingu i przedstawił człowieka, za którym mieliśmy podążać. Ten z kolei przedstawił nas pani z chorągiewką, która ogarneła grupę ludzi i przed festiwalową bramą zniknęła po bilety. Po kilku chłodnych minutach wróciła i ustawiła nas w pary. Wężykiem podążyliśmy za nią i jak tylko minęliśmy wejście oraz ochronę, chorągiew zniknęła, a każdy poszedł w swoją stronę. Wszędzie indziej stalibyśmy zmarźnięci na parkingu lub przed bramą festiwalową, ale nie w Chinach. Tak chińczycy robią interesy – na zniżkach dla wycieczek grupowych :)
Powrót również nie należał do typowych. Taksówka nigdy nie jest pełna póki nie jest pełna. Zatem zanim ruszyliśmy w drogę, zrobiliśmy kilka kółek wokół ronda niczym rodzina Griswoldów z „Europejskich Wakacji”. Kierowca dorzucił trzyosobową rodzinę i tym samym wracaliśmy w szóstkę do centrum. Każdy zapłacił swoją wcześniej ustaloną stawkę, która była zdecydowanie wyższa od oficjalnej. Kiedy mróż d… ściska i daleko do domu, trudniej się targować i oni to wiedzą ;)
Wizyta w Harbin to taki typ wycieczki, który dobrze wspominasz po powrocie z racji przypadkowych niespodzianek. Mógłbym spisać ich więcej, ale kto to potem przeczyta :) Niemniej jednak wyjazd był obowiązkowy ze względu na korzenie rodzinne, które ponoć w mandżurskich okolicach dały o sobie znać. Jeśli przyjrzysz się dokładniej historii tego miasta, ma to jakiś sens. Wszak Harbin zostało założone przez polskiego inżyniera w 1898 roku. W treści zabraknie o wpływie rosyjskiej kultury na wizerunek miasta, ale to już można wyczytać ze zdjęć.
Harbin do końca zaskakiwał. Znane w okolicy kiełbasy, smakiem przypominające polskie produkty można zakupić w przedziwnych miejscach. Między innymi na strefie wolnocłowej lotniska wprost z chłodziarki. Takiej okazji nie można przepuścić.
Lotnisko opuszczałem więc z kiełbasą w kieszeni i uśmiechem na twarzy. Wreszcie ciepło…
komentarzy 15 do “Festiwal lodu i śniegu w Harbin”
Zostaw komentarz