Mało brakowało a pominąłbym temat obchodów Chińskiego Nowego Roku, znanym również pod krótką i roboczą nazwą „CNY”. Pominięcie jak najbardziej celowe i podyktowane brakiem planów z ów wydarzeniem związanych, zostało dość dramatycznie przekreślone przez grupę ochroniarzy o zapędach pirotechnicznych. Prawdopodobnie zostały im jakieś zapasy ładunków i trzeba było się pozbyć zanim skończy się okres oficjalnego przyzwolenia.
Z góry zaznaczam, iż czas fascynacji strefą wojny jaka ma miejsce podczas obchodów nowego roku minął dla mnie bezpowrotnie i gdybym mógł to zbojkotowałbym sprzedaż fajerwerków, albo chociaż umożliwił ich zakup jedynie na kartki! Powodów jest kilka, ale ujmę tylko ciężkie przypadki.
Czas celebracji trwa około tygodnia jednak pierwszy i piąty dzień nowego roku należą do tych dni kiedy Chińczycy wyciągają cały arsenał fajerwerków jaki mają i ładują nim w powietrze ile wlezie. „Grzybków” na niebie jest masa, ale materiał wybuchowy można podzielić na dwie grupy – wspomniane fajerwerki i znienawidzone petardy (firecrackers). Te drugie oprócz hałasu pozostawiają po sobie jedynie ogromny czerwony ślad na chodniku.
Skąd ta zmiana w postrzeganiu tego jedynego w swoim rodzaju widowiska? …ano niższe piętro zamieszkania. Teraz zamiast przyglądać się wszystkiemu z góry, fajerwerki eksplodują na wysokości mieszkania wykluczając absolutnie jakiekolwiek czynności rozrywkowo słuchowe. Oglądanie filmu, słuchanie muzyki czy radia, przeprowadzanie szeroko pojętych dyskusji dwu lub więcej osobowym gronie sensu nie ma. Wniosek jest taki, że aby przetrwać bez bólu głowy trzeba być uczestnikiem tego szaleństwa bądź wyładowywać agresję na siłowni, basenie lub w innym ośrodku rekreacji. No ale kto idzie „pizgać żelazo” o północy!?
Konsekwencje mieszkania na wysokości rażenia widać na poniższym obrazku oraz na wideo załączonym poniżej wpisu.
To że Szanghaj przypomina las budynków nie sprzyjających jakimkolwiek pirotechnicznym pokazom jest faktem pomijanym przez mieszkańców. Bezpieczeństwo w zasadzie nie gra jakiejś specjalnej roli, tym bardziej całe widowisko dla przybyszy wygląda surrealistycznie. A na puszczaniu fajerwerków się nie kończy.
Tego samego dnia w południe kilka pięter naszego budynku zostało zaczadzonych przez sąsiadów, którym nie chciało się zjechać windą na dół i oddać się obrzędom noworocznym na powietrzu. W zamian odpalili kociołek na klatce schodowej przyduszając wszystkich mieszkających powyżej. Jako prawy obywatel wraz z naszym gościem zaalarmowaliśmy administrację budynku co zakończyło się natychmiastową interwencją oraz reprymendą.
Trudno polemizuje się z tradycją, zwłaszcza jeśli jest się tylko gościem. Należy jednak pamiętać jakie są konsekwencje własnych działań. Dziwi mnie taka bezmyślność zwłaszcza tu w okolicy, w której nie tak dawno przez głupotę ludzką doszczętnie spłonął remontowany budynek. Do dziś stoi i straszy, ale najwyraźniej to za mało.
Kiedy jeszcze rok temu w małym gronie podziwialiśmy rozświetloną panoramę miasta, wizytujący kolega ze Stanów Zjednoczonych określił trafnie: „To tu jest prawdziwy dziki zachód!” i miał zupełną rację. Jedno jest pewne, w przyszłym roku na cały okres CNY pakuje walizki i uciekam!
Bilans tego roku: 970 ton pozostałości po fajerwerkach zostało zebranych po pierwszym dniu Nowego Roku w samym Szanghaju. Liczba całkowitego zbioru (w kraju) szacowana jest na 58000 ton!
[hana-flv-player video=’/wp-content/uploads/2012/02/smoczy-podmuch.flv’ width=’580′ height=’384′ /]
komentarzy 8 do “Popiół po smoczym podmuchu”
Zostaw komentarz